czwartek, 29 stycznia 2015

czarny kot i już wiesz, że dobrze nie będzie!

Październik 2014, drugi weekend miesiąca i kilka dni później...

Wystarczy, że czarny kot przejdzie mi ulicę i już wiem, że nic dobrego mnie nie czeka...
Nie wiem dlaczego, ale zaczęło mi zależeć i może, dlatego postanowiłam działać. Wolałam żałować, że się nie udało niż się zastanawiać co by się stało jakbym coś zrobiła. Może to i głupie i powinnam była odpuścić, ale jak człowiekowi zależy to próbuje choćby ostatni raz choćby miał się wygłupić taka magia. Tak to działa jak Ci na kimś zależy. Choć nie ulega uwadze fakt, że coraz ciężej znosiłam zaistniałą sytuację, więc postanowiłam dokonać konfrontacji. Powiadomiłam Wesołka, że idę z Skrytą na imprezę. Oczywiście się zjawił i oczekiwałam, że w końcu się zdecyduje, którą wybierze z nas.
Niestety obawiałam się, że Skryta będzie świecić triumfy. Choć mówiła, że nie chce Wesołka to kiedy nie pisał do niej cały tydzień to sama do niego się odezwała! Oczywiście nie uważała w tym nic złego. Zresztą ona nie zna i nie używa tego magicznego słowa przepraszam.
Nastawiona na to, że mogę zostać odrzucona postanowiłam upiększyć swoją buzię makijażem, ubrałam moja najładniejszą i najbardziej apetyczną koronkę ba nawet moje włosy postanowiły ładnie się ułożyć by choć przegrywając przez nieudolność swojej właścicielki wyglądać dobrze.
I nastawiając się na najgorsze okazało się, że Wesołek wybrał... mnie! Ewidentnie wybrał mnie, że aż Skryta nie wiem czy ze złości czy z jakich tam swoich pobudek zaczęła się bawić z jakimś kolesiem... Nie przejmowałam się nią i zostawiliśmy ją w klubie z tym absztyfikantem, a sami wracaliśmy razem...
Myślałam, że wszystko wróci do normy, a tu.... nic!
Pod koniec następnego tygodnia zaczepiła mnie na fb Skryta, bo niby się za mną stęskniła. I co się okazało? Oni nadal ze sobą esemesowali! Mało tego zaprosił ją na wspólne oglądanie filmu! Uważała, że powinnam była docenić jej dobry gest, że odmówiła i spędziła piątkowy wieczór w domu, żeby być w porządku wobec mnie. A to co zrobiła wcześniej było w porządku? Skwitowała to tak: "sorry ale jeśli jakiś malutki epizodzik coś tu był w stanie namieszać to wydaje mi się, że to i tak nie miało szans, więc to nie jest moja wina" i zaczęła tak kręcić, że to wina Wesołka jeszcze trochę i by powiedziała, że moja, ale nie jej i ona może spać spokojnie. Wiadomo ona nic złego nie zrobiła jest w porządku, najlepsza. Co za tupet ona ma!
Moje całe ciało zaczęło się trząść, ogarnął mnie chłód, nie wiedziałam co z tym wszystkim zrobić... Zaczęłam pisać z Singielką, która po tej historii tak się zniechęciła do Skrytej, że nie chciała już z nią utrzymywać kontaktów. Nie wiedziała co mi poradzić, co powiedzieć, ale jednego była pewna była zszokowana bezczelnością, bezwzględnością i egoizmem Skrytej.
Z nią postanowiłam zakończyć znajomość. Ona uważa, że nic się nie stało, że wszystko jest ok i jestem pewna, że ponownie wejdzie z buciorami w moją relację z kimś jeśli nadarzyłaby się okazja... Tak dobre koleżanki nie postępują, więc nie chce jej mieć w gronie znajomych. Tym bardziej, że nie rozumiem widziała jak Wesołek się koło mnie kręcił, jak adorował i mimo to dokonała swojego "małego epizodziku"... Nie do nie jest dobry człowiek i od takich trzeba trzymać się z daleka ewidentnie.
Jeszcze bym nawet potrafiła zrozumieć, że zrobiła to, bo chciała się związać z Wesołkiem. I może mimo wszystko jakoś łatwiej wtedy byłoby mi zaakceptować jej zachowanie. Jednak ona w naszą relację weszła i potem zaczęła wykręcać. Odciągnęła Wesołka ode mnie, a potem go olała. Po prostu się pobawiła. I chyba tego najbardziej nie mogłam znieść. Tego, że tak namieszała dla zabawy. Z premedytacją to zrobiła i wiem, że by ponownie by wyskoczyła z takim epizodzikiem. Nawet jakbym kogoś poznała ciągle bym się bała, że ponownie to zrobi co zrobiła, a nie chce się bać poznawać kogoś na kim mi będzie zależeć znajomym. Nie chce żyć w strachu. Zakończenie znajomości to było jedyne wyjście z sytuacji.
Jeśli chodzi o Wesołka to miałam dosyć udawania, że nic nie wiem, więc napisałam na początku niewinnego smsa co słychać, a jak mi odpisał napisałam mu, że szkoda, że zaprosił Skrytą, a nie mnie na oglądanie filmu... Nie odpisywał to napisałam mu, że szkoda, że nie ma odwagi odpisać na sms... Przyznał się, że nie ma. Napisał, że sam nie wie, że to jest tak skomplikowane, że mnie naprawdę lubi, ceni, lubi ze mną rozmawiać itp. To spytałam o to słynne "ale" w końcu zawsze musi występować...
Napisał, że powinniśmy o tym porozmawiać...


ciąg dalszy nastąpi...

niedziela, 11 stycznia 2015

i ujawniła się ona... żmija hodowana na własnym sercu...

Wrzesień 2014, przed ostatni weekend miesiąca...

Kończąc jeden z ostatnich postów zdaniem: „Pojawiła się Ona i wszystko się zmieniło...” zauważyłam, że dużo z Was pomyślało, że w życiu Wesołka pojawiła się jego była i zaczęła mieszać... Teoretycznie takie zdarzenie mogłaby wydawać się logiczne i sensowne, ale pamiętajmy to moja historia i u mnie nie ma takich banalnych zdarzeń. Była Wesołka żyła i nadal żyje w swoim idealistycznym jej zdaniem związeczku, a tym kimś kto wszystko zburzy okazała się zupełnie inna osoba... Jak zwykle kolejny dramacik ze mną w roli głównej no, ale po kolei jak to było...
Weekend, więc warto jakieś wyjście na miasto zorganizować. Chciałam iść na imprezę, ale Singielka nie chciała no i oczywiście w takim wypadku zmieniająca pod wpływem otoczenia zdanie Skryta i w końcu wyszło na to, że spotkałyśmy się na mieście. Pisałam do Wesołka no i on się pojawił z swoją obstawą i wylądowaliśmy u jego kolegi, który mieszka w centrum na jajecznicę... po północy.
Singielka chciała wcześniej wyjść i Skryta chciała ją odprowadzić i też wyrwał się Wesołek by dziewczyny nie szły same. Strasznie dużo czasu to im zajęło, a mnie zaczęło to irytować, bo to spotkanie tak zaczynało beznadziejnie wyglądać. Nie wiadomo skąd też zaczęłam zaczynać mieć dziwnie złe podejrzenia... zwłaszcza, że długo nie wracali. Generalnie cały ten dzień było ciężki, gdyż byłam wykończona po pracy, nie wszystko układało się tak jak chciałam i może stad te dziwne odczucia, ale nie... Intuicja mnie nie zawiodła, gdyż spotkanie skończyło się tak, że Wesołek odprowadził do domu... Skrytą!
Byłam zła i kiedy następnego dnia się odezwała na fb to się z nią pokłóciłam na co ona mi wygarnęła, że pewnie dlatego, że Wesołek mnie nie odprowadził tylko ją... Byłam złą na nią i się nie odzywałam tydzień, aż w końcu postanowiłam, że się z nią pogodzę i zaprosiłam ją na ciasto...
Ledwie przyszła to w rozmowie opowiedziała to co zaczęło być początkiem końca...
Tak dziwnie sytuacją pokierowała, że nie dość, że ja odprowadził Wesołek to też się całowali! Oczywiście o wszystkim mi opowiedziała, jak to mówiła dla mojego dobra! Tak dla mojego dobra!
Tak, dla mojego dobra się z nim całowała! Oczywiście nawet nie uważała, że coś złego zrobiła ba uważała, że nic się złego nie stało i wszystko jest ok. Szczególnie, że Wesołek zaczął do niej pisać smsy i zapraszać na spotkania, a do mnie przestał się odzywać...
Byłam w szoku, grunt pod nogami mi uciekał i nie wiedziałam co zrobić...
Zwłaszcza, że jak zwykle wszystko zaczyna się niszczyć i kończyć, kiedy mi zaczyna zależeć...
I kompletnie jej nie rozumiem... Dałam jej szanse po poprzedniej akcji z kolesiem z imprezy, a ona znowu to samo zrobiła! Czy jej aż tak przeszkadza, że choć parę chwil jestem szczęśliwa? Czy nie mogę choć troszkę posmakować szczęścia?
Tym razem nie mogłam, nie potrafiłam jej darować i podjęłam pewne działania, które zadecydowały jak to wszystko się dalej poukładało...

ciąg dalszy nastąpi...

środa, 7 stycznia 2015

życiu nie można mieć wszystkiego... jak coś zaczyna się układać to co innego się rozpada...

Wrzesień 2014, ostatnie dni miesiąca...

Moje życie jest nie przewidywalne i nie ma w nim miejsca na banalne historie. Zawsze pod prąd, z trudami i potyczkami. Już wcześniejszych notkach sygnalizowałam, że kiedy wszystko zaczynało się stabilizować to musiała wyjść kolejna rewolucja. Musiałam dokonać decyzji.... Cóż pora opowiedzieć jaka to była zmiana. To zacznijmy od początku....
Podobno człowiek powinien realizować swoje marzenia i je spełniać. Zresztą po to one są by je urzeczywistniać i do nich dążyć...
No i ja miałam takie marzenie. Powstało ono w mojej głowie już dawno temu jeszcze w czasach liceum (wiem wręcz czasy prehistoryczne ;P), a było ono takie, że chciałam iść na pewien prestiżowy kierunek studiów... Jak to mówią pomarzyć dobra rzecz- niestety nie udało mi się dostać. Zaczęłam ponownie próbować nawet parokrotnie, ale bez skutku i skończyło to się tym, że skończyłam inny kierunek studiów i poszłam szkółki, która dość zbliżona jest to tego kierunku studiów, ale powiedzmy sobie szczerze, że to nigdy nie było, nie jest i nie będzie to samo...
I kiedy pierwszy raz nie złożyłam podania na ten kierunek studiów, gdyż myślałam, że obowiązywała mnie ówczesna ustawa o drugim płatnym kierunku studiów okazało się, że bym się dostała na te studia!
I nagle poczułam, a może to jest szansa od losu, że może w końcu uda się jak się okazało, że jak wypytałam się tu i tam, że mnie ta ustawa nie obowiązuje, a jak potem się okazało w ogóle nie była zgodna z konstytucją... Postanowiłam spróbować raz jeszcze ten ostatni raz...
I rekrutacja trwała, trwała, już myślałam, że los znowu zrobił mi psikusa, gdy się okazało, że dostałam się! Tak dostałam się!
Tylko nie wiadomo skąd i jak ulotniła się moja radość z tego powodu, gdyż to skomplikowało sprawy. Taka sytuacja wyszła, że musiałam zrezygnować z pracy. Nie powiem z dużym żalem, ale cóż trzeba było... Cały czas się zastanawiałam czy to dobra decyzja, ale pytając Pani Kierownik powiedziała mi, żebym zrobiła tak, żeby w życiu niczego nie żałowała...
Nie ma chyba nic gorszego w życiu niż żałować, że nie podjęło się jakiejś decyzji, że nie dokonało się zmian w swoim życiu, kiedy był czas i możliwości... Nie chciałabym żyć w taki rozgoryczeniu i odczuciu, że moje życie jest nie udane, nie tak zrealizowane jak tego sobie życzyłam...
Także postanowiłam zaryzykować i spróbować i tak ponownie stałam się studentką :)
Oczywiście mało komu o tym mówiłam, gdyż wiem, że dużo osób by mnie skrytykowało, że po co dlaczego, to nie ma sensu itd. I na dodatek takie komentarze słyszałam od osób, które same studiują swój drugi kierunek, ale ja wiem jedno to jest moje życie i nikt za mnie go nie przeżyje i chce je zrealizować tak by być zadowoloną z siebie. Także wiedziały wybrane osoby takie, które mi dobrze życzyły i nawet podobała mi się reakcja mojej koleżanki z wspólnej magisterki, która mi powiedziała, że jej by się nie chciało, ale jak mi się to powinnam to zrobić i jeszcze dodała, że te 5 lat szybko minie... Tak szybko ten czas zleci i co to jest te 5 lat do całego życia jakie czeka tuż za rogiem...
No, ale jednak nie ma tak w życiu, że od losu dostajesz wszystko... Udało mi się dostać na te studia i sprawy zawodowe zaczynały dobrze się układać, ale za to osobiste...
Może i dobrze, że teraz poszłam, gdyż udało mi się dzięki nim przezwyciężyć to czekało na mnie i zajmowało myśli i dało przejść kolejne dni... Chyba faktycznie każdy ma swój czas i miejsce, a niektórych okres istnienia w moim życiu się skończy definitywnie...

piątek, 2 stycznia 2015

No to zaczynamy od nowa...

Witam w Nowym Roku 2015!

Oczywiście nie wiadomo jak i kiedy poprzedni rok zleciał. Nie wiem jak Wam, ale on mi minął strasznie szybko. Może wynika to z faktu, że był przepełniony ogromną liczbą zdarzeń, wydarzeń, sytuacji i burzą emocji pozytywnych jak i negatywnych. Generalnie o nudzie nie było mowy.
Mogłabym zrobić podsumowanie, ale czy to ma sens. Rok 2014 to przeszłość, a z przeszłością jest tak, że jej się nie da zmienić i trzeba się z tym pogodzić. Jedynie to co możemy zrobić to zadbać o to by nasza przyszłość była taka jak ją sobie wymarzyliśmy, wyśniliśmy choć pamiętajmy życie i tak napisze najlepsze scenariusze ;)
Także podsumowania nie będzie. Zresztą jestem Wam winna dalszy ciąg postów o tym co wydarzyło się dalej w mijającym roku, a że końcówka roku była najbardziej intensywna to wystarczy za podsumowanie i wnioski sami będziecie mogli wynieść jaki był dla mnie miniony rok. Także w wkrótce ciąg dalszy historii.
Tyle o przeszłości.
Teraz skupmy się na przyszłości i Nowym Roku 2015.
Wiecie, co? Mam dziwne odczucia, że ten rok będzie dobry i udany. No, a przynajmniej chciałabym by taki był. Choć na noworocznym spacerze poczułam jakąś dziwną radość i energię i poczułam, że żyję i wszystko może być tak jakbym chciała. W tym roku skupię się na sobie. Swoich planach i zrealizuje je. Pora zainwestować w siebie.
I dla odmiany postanowiłam zrobić sobie postanowienie noworoczne.
Nie tam jakieś odchudzanie, unikanie słodyczy itd. coś bardziej konkretnego i ambitniejszego.
Na fb znalazłam wyzwanie pt:  Przeczytam 52 książki w 2015 roku pomyślałam chwilę i postanowiłam


Także wyzwanie jest na Nowy rok mam nadzieję, że uda mi się je zrealizować i ten rok będzie bardzo udany i tego też Wam życzę by i Wasz rok 2015 spełnił wszystkie Wasze marzenia i plany :)