Czerwiec 2018, cały zwariowany miesiąc...
Zaczęła się sesja i zaczęło się, zwłaszcza, że musiałam pouzupełniać zaległe sprawy i uczyć się do egzaminów. Oczywiście piękna pogoda nie sprzyjała okolicznościom. No i w trakcie był Mundial.
Za dużo tego wszystkiego, totalne piekło.
Sesja miałam do końca miesiąca i w dniu w którym miałyśmy ostatni egzamin koleżanka (ta o której zaręczynach dowiedziałam się z fb) zaprosiła mnie do swojego nowego mieszkania. Miłe było spotkanie i jej narzeczony, ale byłam zawiedziona pewnymi kwestiami. Niby mnie zaprosiła, kupiłam dla nich prezent, ale w ramach gościny okazało się czekały na mnie chrupki i paluszki, a wcześniej po drodze poszłyśmy do sklepu kupić alko i każda płaciła za własne... Gościna jak na zasadach w filmie Kogel-Mogel... Nie mówię, że oczekiwałam jakiejś wielkiej uczty, ale myślałam, że gościny inaczej wyglądają zwłaszcza jak idziesz oglądać nowe mieszkanie. Chociaż, kiedyś zaproszono mnie na urodziny na których alko też miałam kupić w własnym zakresie... Także nie powinno mnie to dziwić...
Okazało się, że egzamin z tego dnia zdałyśmy i to zmniejszyło lekką moją złość, ale i tak siedziałam aż wypiłam co moje i wracając tak zaczęłam naiwnie myśleć, że wszystko zacznie się układać.
Życie jednak potrafi być zabawne...
Kolejnego dnia dowiedziałam się, że nie zdałam egzaminu, na którego wyniki czekałam grubo ponad tydzień...
W weekend miałam spotkać się z Głównym Obiektem Myśli, ale dopiero pod koniec weekendu wysłał mi sms, że nie da rady się spotkać. Byłam wściekła. Poczułam się jak frajerka, ale to był dopiero początek piekła....
__________________________________
*Winston Churchill
no faktycznie niezbyt ładnie się zachowała z ta wizyta. na dobra sprawę mogłaś przyjść z pustą ręką i też by głupio nie było skoro oni tacy "nieprzygotwani"
OdpowiedzUsuń