Maj 2018, pod koniec miesiąca...
Życie toczyło się dalszym swoim torem, jedne problemy rozwiązałam, inne się pojawiały. Generalnie na uczelni miałam ciągle gorącą atmosferę, zwłaszcza, że zbliżała się sesja...
Sprawy rodzinne, że jakoś zaczęły się układać, ale mimo wszystko ciągle miałam gonitwę myśli...
Za dużo myślałam... zwłaszcza o jednej osobie...
To takie zabawne, bo ogólnie prawda jest taka, że owszem chciałabym kogoś bliskiego mieć, być z nim. Myślę, że większość ludzi pewnie tak chciałoby zwłaszcza ci, którzy są sami... I właśnie poznałam Główny Obiekt Myśli i wydawałoby się, że teraz wszystko się poukłada, a właśnie coś jest nie tak.
Co zabawniejsze jestem osobą, która się mało kiedy poddaje, która nie traktuje spraw lekko, że wyrzuca wszystko lekką ręką, a czasami miałam ochotę wszystko rzucić w cholerę, a dokładnie jego.
Wszystko w naszej znajomości było zmienne, raz było ok, a czasami niekoniecznie. Czasami ciężko było się nam dogadać, co myślę mogło wynikać z moich kompleksów może dlatego, że był skryty taki jakby niedostępny, albo dlatego, że za bardzo chciałam, żeby wszystko było dobrze.
Jednak chyba nie było... To takie dziwne, niby z kimś się spotykasz, a mimo czujesz się jakbyś dalej był tym singlem. Jednak chyba coś nie jest tak, skoro nie potrafiłam mu mówić o moich kłopotach na uczelni i to może powinno dać mi do zastanowienia...
No, ale przecież początki zawsze są trudne... U mnie zawsze wszystko w życiu musi być trudne, pod prąd, pod górkę...
Zamiast skupić się na sprawach na uczelni najistotniejszych to skupiałam na relacji z Głównym Obiektem Myśli i to jednak mnie zaczynało męczyć, bo wiedziałam, że jestem bezsilna i muszę dać sprawom potoczyć jak jest im przeznaczone...
A tylko czasami tak marzy mi się by ktoś mną zaopiekował, albo po prostu powiedział, że "będzie dobrze" i bym czuła, że nie jestem sama z tym wszystkim co się dzieje dookoła...
Radzę sobie sama, ale czasem byłby miło mieć ramię na którym można byłoby się oprzeć.. Póki co zawsze mogę się oprzeć o ścianę ;)
Dobra i ściana.
OdpowiedzUsuńJakoś przegapiłam moment Twojego powrotu na bloga :)