niedziela, 27 października 2019

"Dziwne. Jeśli traktujesz ludzi tak, jak oni ciebie, to się obrażają."*

Październik 2018, końcówka miesiąca...

Niby była jesień, a dużo gorących emocji było... Tak czas pogalopował, w sierpniu koleżanka dała mi zaproszenie na swój ślub, to nagle nastał ten czas, kiedy miał nastąpić ten dzień i trzeba było podjąć decyzję. Postanowiłam, że nie idę na ten ślub i wesele. Było kilka powodów przede wszystkim finansowe, kolejne to, że musiałabym iść sama oraz logistyka transportu: msza w jednym mieście, wesele kolejnym mieście, a jeszcze trzeba byłoby jakoś wrócić do domu, który był w kolejnym innym mieście, bo noclegu nie zapewniali państwo młodzi. To wszystko razem stanowiło za duży koszt dla mnie.
Poinformowałam pannę młodą, że nie idę, w sumie nawet zbytnio nie chciałam iść ja jej wieczór panieński, ale w ostatniej chwili wymigiwać się nie wypada, więc poszłam.
Był tydzień przed ślubem. Oczekiwałam fajnej zabawy, że będzie wesoło i śmiesznie. Było jak dla mnie beznadziejnie. I najbardziej absurdalne było to, że młoda para połączyła swoje wieczory i razem bawiliśmy się w klubie. Chcieli tak, aby wszyscy się wzajemnie poznali. Nie wiem, kto kogo miał poznać jak na tych wieczorach było tylko rodzeństwo młodych z swoimi partnerami oraz oprócz mnie jeszcze jedna koleżanka i kuzynka panny młodej. A i jeszcze przez chwilę kolega pana młodego, z którym chciał mnie zeswatać, bo tak to brzmiało, ale koleś totalnie nie w moim typie. Owszem jestem sama, ale kurcze nie jestem aż tak zdesperowana by brać faceta o głowę niższego ode mnie. Długo się nie bawiłam i szybko wróciłam do domu. Nie widziałam sensu siedzenia dłużej zwłaszcza, że sporo osób się zmyło do domu.
Mogłabym opisać szczegóły tego wszystkiego, ale nie widzę sensu, było minęło, po prostu jedni ludzie nie nadają się do organizacji takich zabaw, a inni owszem.
I oczywiście jak w to w moim ironicznym życiu bywa, wszystko też się obróciło się przeciwko mnie. Powiedziałam pannie młodej, że nie idę na ślub. Ona też nic nie mówiła, żeby przyszłą do kościoła, więc też nie jechałam tam, zwłaszcza, że to było w innym mieście i na późną godzinę. Nie napisałam sms czy coś, bo wiadomo są inne sprawy na głowie...
I jak zwykle po ślubie okazało się, że jestem taka zła i nie dobra, bo nie byłam w kościele, że nie zadzwoniłam, a może chodziło o to, że prezentu nie dałam... Szkoda tylko, że jak ja miałam jakieś ważne momenty na uczelni na przykład egzamin poprawkowy to panna młoda nie odzywała się do mnie i czy ja robiłam aferę? Nie, a takich sytuacji było wiele, bardzo wiele... Chociażby te jej zaręczyny, że dowiedziałam się o nich z portalu społecznościowego... Było mi przykro, cholernie przykro...
Pierwszy raz potraktowałam ją tak jak ona mnie wiele razy... Widać zabolało i co dziwne obraziła się, dziwne, bo ja się nie obrażałam...

________________________________________________________
* autor nieznany z strony Jak kraść to księżniczki, jak kochać to miliony



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz